... naplotłam jakichś bransoletek.
Chciałam chwilowo odpocząć od sutaszu ale czymś jednak ręce zająć trzeba. Zatem wyszły mi takie oto cosie.
Najpierw ta, na której w ogóle ćwiczyłam taki splot. Efekt - przybrakło żyłki i 'tył' bransoletki ma splot pojedynczy, a przód - podwójny. To taka próbka - już przeznaczona do sprucia.
A siedząc w pracy i pracując nad tym, by trzymać proste plecy, bez wyginania się w stronę monitora (bo bolą!), uplotłam takie dwie bransoletki, z regulowanymi 'zapięciami'.
O ile niebieską popsułam, chcąc wzmocnić splot (przeciągnęłam jeszcze jedną żyłkę między koralikami), o tyle ta metaliczna, kolorowa wyszła całkiem ładna. Fajnie prezentuje się na ręku.
Wiem, bo właśnie zdobi mój prawy nadgarstek :)
Wysnute wnioski z nauki:
- nie żałować żyłki bo jak przybraknie to kiepsko,
- używać mocnej żyłki (taką fajną gumiastą wykorzystałam w tej pierwszej, na pewno dokupię jej więcej) co zaskutkuje brakiem konieczności przewlekania drugiej, umacniającej a jednocześnie wykrzywiającej splot,
- używać równych koralików, szczególnie, gdy bransoletka ma mieć więcej rzędów niż jeden podstawowy
Zapisałam sobie tutaj te uwagi, żeby gdzieś nie umknęły :)
Miłego dnia!
piękne:) masz talent:)
OdpowiedzUsuń